Po nowościach w mojej kosmetyczce w kwietniu nadszedł czas, by przedstawić, o jakie produkty pomniejszyło się już moje, spore zaplecze kosmetyczne. Nie ma tego niestety wiele. Dokładnie mamy 8 pełnowymiarowych produktów, 9 maseczek i 3 próbki. Jednak wiem, że maj będzie zdecydowanie bardziej owocny w zużycia, bo już mam odłożone kilka pustych opakowań.

Nie wyobrażam sobie braku w mojej kosmetyczce suchych szamponów marki Batiste. Od momentu, kiedy na stałe weszły w asortyment drogerii, zawsze mam jeden pod ręką. To chyba szóste zużyte opakowanie. Ostatnio skończyłam wersję Bare Natural & Light Dry Shampoo. Bardzo przyjemny, delikatny zapach. Tak jak w przypadku innych suchych szamponów marki produkt działa bezbłędnie. Używamy, tak samo jak lakieru do włosów, czyli trzymając spray w odpowiedniej odległości od naszej głowy, psikamy nieświeże włosy. Ja zawsze jeszcze lekko przecieram je suchym ręcznikiem, a na koniec dokładnie wyczesuje.

Kolejnym z produktów przeznaczonym do pielęgnacji włosów jest balsam myjący do włosów z betuliną od marki Sylveco. Produkt jest bardzo wydajny i dobrze myje włosy. Trzeba się jednak trochę namęczyć z jego pienieniem. Jest idealny dla osób z wrażliwą skórą głowy, bo zawiera jedynie naturalne składniki. Jednak przed jego zakupem powąchajcie balsam, bo niestety, ale zapach jest bardzo intensywny i ja musiałam się do niego długo przyzwyczajać.

Ostatnim sprzymierzeńcem w walce o moje piękne i zdrowe włosy jest mini szampon marki KLORANE, czyli szampon na bazie chininy i witamin B. Do kupienia w aptece Amica. Produkt jest bardzo gęsty i wydajny, bo taką buteleczką głowę umyłam około ośmiu razy. Pachnie ziołowo, ale nie intensywnie. Dobrze się pieni i nie podrażnia naszej skóry głowy. Po stosowaniu moje włosy były przyjemniejsze w dotyku i bardziej błyszczące. Zastanawiam się nad zakupem pełnowymiarowego opakowania.

Po raz kolejny w moim denku możecie spotkać żel pod prysznic marki Isana. Tak jak wcześniej wspominałam, jestem ich fanką, bo są tanie, dobre i wydajne. W zeszłym miesiącu do kosza trafiła koala w tym miś panda o owocowym zapachu. Produkt ładnie się pieni, dobrze rozprowadza i nie wysusza skóry. Jedynym minusem jest fakt, że po kąpieli nie czuć już truskawkowej woni, ale i tak zwykle po prysznicu sięgam po balsam do ciała, więc dla mnie nie ma to większego znaczenia.
Zużycia obejmowały dwa pełnowymiarowe produkty marki Balea, czyli mydło w płynie sensitiv z aloesem oraz peeling do ciała jagody i magnolia. Tę niemiecką markę odkryłam kilka miesięcy temu dzięki dziewczynom z portalu urodowego DressCloud i od tamtej pory wiem, że na prawdę warto sięgać po produkty tej firmy. Można ją nieco porównać do wspomnianej już wcześniej Isany, ale opakowania i gama zapachowa jest o wiele bardziej urozmaicona. Wkład do mydła o aloesowym zapachu sprawdził się bardzo dobrze. Ładnie usuwa brud, dobrze się pieni, przyjemnie i delikatnie pachnie i jest wydajny. Dodatkowo dba o nawilżenie naszych dłoni. W zapachu peelingu do ciała byłam zakochana od pierwszego użycia silna nuta zapachowa magnolii i delikatne jagodowe akcenty uprzyjemniały mi prysznic przez ponad miesiąc. Można nieco porównać go do delikatniejszej wersji peelingu typowo cukrowego, który dobrze złuszcza martwy naskórek. Przy codziennym stosowaniu starczył mi na około 1,5 miesiąca, więc jest wydajny. Do jego minusów jednak zaliczyłabym zamknięcie opakowania, bo dwa razy złamałam na nim paznokieć, zanim doszłam do tego, jak skutecznie otwierać ten produkt.

Nie wiem, jak to się stało, ale schowałam do szafki z kosmetykami krem do rąk naszej rodzimej marki Vianek i o nim kompletnie zapomniałam. Jego recenzję publikowałam już na blogu i wiecie, że byłam z niego bardzo zadowolona. Jednak moja kolekcja kosmetyków pielęgnacyjnych do dłoni rozrasta się w takim tempie, że nie wiem, czy w najbliższym czasie zakupię ten sam lub podobny produkt. Obecnie testuję całą kolekcję pokemonową od Tony Moly i już mam upatrzone kolejne azjatyckie kremy do rąk, więc oby więcej zużyć w tej kategorii, bo wtedy z czystym sumieniem można nabywać nowości. Kolejną zachomikowaną resztką był kolejny krem z ziaji z serii liście manuka. Więcej o nim znajdziecie w poprzednim denku. Ostatnim z prezentowanych kosmetyków jest tusz do rzęs marki KOBO Professional – Ideal Volume, który już resztkami sił towarzyszył mi w kwietniu. Produkt cechuje mocna, czarna pigmentacja. Sprawia on, że nasze rzęsy są mocno pogrubione, więc kobiety, które stawiają na wydłużenie, nie będą z niego zadowolone. Polecam jako maskarę do zwykłych, dziennych makijaży.

W tym miesiącu dotarło do mnie kilka maseczek w płachcie, które na stałe wprowadziłam do swoich rytuałów pielęgnacyjnych. Dodatkowo zużyłam dwie gratisowe próbki, które dotarły do mnie wraz z zamówieniami. Muszę sukcesywnie testować, co mi tu dorzucają do przesyłek, bo koszyczek z próbkami pomału się przepełnia. Zużyłam wszystkie maseczki marki Balea i szczerze powiedziawszy, stawiam na koreańskie cuda.

Maseczki i próbki:

Recenzje maseczek Balea (melonowa i z minerałami z morza martwego) znajdziecie w poprzednim denku.

BALEA Maseczka biała herbata i wiśnia
Cudownie pachnący specyfik. Powiem szczerze, że chętnie zaopatrzyłabym się w balsam do ciała o takich właśnie zapachu. Maseczka ma kremowo-żelową konsystencję, czyli taką jak w przypadku melonowej. Po zmyciu skóra jest widocznie napięta i odżywiona.

Tony Moly Pokemonowa edycja maseczka w płachcie Charmander – Rozjaśnianie
Dobrze dopasowana maseczka w płachcie o cudownym grejpfrutowym zapachu. Ma za zadanie rozjaśnić naszą cerę. Po ściągnięciu jej z twarzy mamy uczucie głębokiego nawilżenia i cera jest bardziej promienna. Maseczka jest dobrze dopasowana, a nadmiar esencji spokojnie starcza nam na pokrycie szyi.

Tony Moly Pokemonowa edycja maseczka w płachcie Meowth – Odżywianie
Pokemonowy kot kryje w sobie odżywiającą maseczkę w płachcie o słodkim, waniliowym zapachu. Przez moment drażnił mnie ten zapach, bo nie jestem jego fanką, ale po chwili się przyzwyczaiłam i oddałam relaksowi.  Skóra widocznie odżywiona i bardzo gładka po aplikacji.

Sexy Look Maseczki w płachcie ze złymi charakterami
Na temat tych maseczek w najbliższym czasie będziecie mogli przeczytać post. Jestem z nich bardzo zadowolona. Czarne charaktery też mogą być pomocne w walce o ładną skórę, choć same podobizny na opakowaniach o tym nie świadczą.

MAKE P:REM próbka żelu do mycia twarzy
Bardzo dobrze pieniący się kosmetyk. Dokładnie oczyszcza naszą skórę i przygotowuje ją do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Ma neutralny zapach i jedną saszetką byłam w stanie pokryć pianą całą twarz. Sądzę, że pełnowymiarowe opakowanie jest bardzo wydajne.

PURITO Pure Hyaluronic ACID 90 Serum
Moja pierwsza i z pewnością nie ostatnia styczność z kosmetykiem na bazie kwasów. Esencję nałożyłam na noc i przyznam, że po przebudzeniu moja skóra wyglądała naprawdę świeżo i żaden nowy, nieproszony gość nie pojawił się na mojej twarzy, a ostatnio często mi się to zdarza. Spowodowane jest to głównie przez niewłaściwą dietę, przemęczenie oraz stres. Mam nadzieję, że sytuacja ulegnie szybko poprawie. Rozważam zakup pełnowymiarowego opakowania tego serum.

Tyle z mojego denka, a jak u Was minął kwiecień? Chętnie poczytam o tym, co udało się Wam zużyć w zeszłym miesiącu.

Social Media:

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *