Rok 2017 daleko już za nami, a zaczęłam pisać dla Was tego posta, jak chylił się ku końcowi. Ostatnio nawet nie wiem co to czas wolny, a moje zajęcia pochłaniają mi tyle energii, że jedyne, o czym marzę to mięciutkie łóżeczko, w którym można zaleźć ukojenie po ciężkiej pracy. Majówka na szczęście nieco luźniejsza niż zwykle i całe dwa dni wolnego. Muszę nadgonić blogowe zaległości, nieco uprzątnąć moją norkę i ogarnąć dwa króliczki. Moje stadko nieco się powiększyło, ale i tym opowiem Wam innym razem.

Przejdźmy do meritum, czyli jakie produkty kosmetyczne udało mi się wykończyć pod koniec zeszłego roku. Jak widzicie na zdjęciu, trochę się tego nazbierało, a sama nie wiem jakim cudem, bo czasu na zużywanie mazideł też nie było zbyt wiele.

Zacznijmy od żeli pod prysznic, idąc od lewej strony:

Żel pod prysznic i szampon dla dzieci 2w1 Trolls Poppy.
Jako żel sprawdza się bardzo dobrze. Ma gęstą, mocno pieniącą się konsystencję i obłędnie, trukawkowo pachnie. Wydajność oceniam jako bardzo dobrą, bo starczył mi na około miesiąc codziennego używania. Przy mojej delikatnej skórze głowy nie odważyłam się zastosować go jako szamponu. Poza tym produkty do pielęgnacji włosów dzieci nie są przeznaczone dla osób dorosłych, bo wysuszają skórę głowy. Zawsze po stosowaniu tego typu produktów mam później problem, by moje włosy powróciły do dobrej kondycji.

Żel pod prysznic marki Elkos o zapachu Mango i Ananasa.
Uwielbiam warianty zapachowe tej marki. Opakowania sprawiają, że nie mogę obojętnie przewinąć strony i zawsze przy zamawianiu niemieckich produktów parę tych żeli trafia mi do koszyka. Zwykle zamawiam na mojedrogeria.eu z masą płynów do płukania. Nie jest bardzo gęsty, a jego wydajność to około 2 tygodnia, ale za 4 zł to i tak nie najgorszy wynik. Bardzo ładnie pachnie, ale zapach nie utrzymuje się na długo. Zawsze przy jego stosowaniu towarzyszy mi aromatyczny balsam do ciała, bo uwielbiam wychodzić z łazienki po prysznicu pachnąca. Oceniam jako dobry, ale bez szczególnego zachwytu.

Żel pod prysznic i szampon dla dzieci 2w1 edycja limitowana z potworami z Ulicy Sezamkowej.
Tak jak w przypadku żelu i szamponu dla dzieci Trolls używałam go jedynie jako produktu do mycia ciała, a nie włosów. Ładnie truskawkowo pachnie. Dobrze się pieni i jego wydajność jest jak innych żeli pod prysznic tej marki, czyli około 2 tygodnie. Zapach dłużej utrzymuje się na skórze niż wersji standardowych, ale dla mnie wciąż jest zbyt mało intensywny i za szybko się ulatnia.

Żel pod prysznic marki Balea w wersji arbuzowej.
Doskonale wiecie, że jestem fanką tej niemieckiej marki kosmetyków. Zapach tego żelu pod prysznic pobił wszystkie dostępne tu opcje. Jest bardzo orzeźwiający, a w duecie z melonowym peelingiem do ciała tej marki pozostawiał bardzo przyjemny zapach na skórze. Wydajność to około 2 tygodnie. Polecam do stosowania przy porannych prysznicach, bo zapach szybko potrafi obudzić.

 

Kolejna partia kosmetyków, która umili nam pobyt pod prysznicem. tym razem nieco bardziej naturalniej i zdecydowanie hypoalergicznie:

Hypoalergiczny żel pod prysznic marki Joanna z prowitaminą B5.
Żel w pełni spełnił moje oczekiwania. Jest bardzo delikatny, prawie bezzapachowy oraz wydajny, bo starczył na około miesiąc używania. Dobrze się pieni i sprawia, że nasza skóra jest na prawdę delikatna. Polecam osobom z problemami skórnymi.

Ekologiczny peeling do ciała drobnoziarnisty z olejkiem arganowym od Laboratorium Joanna.
Peeling do ciała, który zdecydowanie polecam. Uwielbiam maluchy od Joanny, które bardzo ładnie pachną i dobrze zdzierają martwy naskórek. Te w wersji BIO czy też EKO stanęły na wysokości zadania i jestem zadowolona zarówno z wersji drobno jak i gruboziarnistych. Ten wariant przyjemnie, ale nienachalnie pachnie. Zdecydowanie polecam stosowanie na noc, bo koi zmysły i przygotowuje nas do odżywczego snu. Po stosowaniu skóra jest bardzo delikatna w dotyku.

Hypoalergiczny szampon marki Joanna z prowitaminą B5.
Niestety w temacie szamponów muszę zdecydowanie uważać, bo wiele marek mnie uczula. Tutaj mogę powiedzieć szczerze, że z pewnością produkt ten może być używany przez alergików oraz osoby z problematyczną skórą głowy. Nie powodował on u mnie swędzenia, pieczenia, łupieżu oraz innych przykrych dolegliwości, które mam przy używaniu np. szamponów marki Garnier czy też Head&Shoulders. Jedynym moim zastrzeżeniem jest fakt, że w duecie do niego konieczna jest dobra odżywka oraz maska do włosów, bo nieco wysusza końce włosów.

Dalej pozostajemy w dziedzinie higieny osobistej:

Mydło do rąk w płynie biedronkowej marki Linda w wariancie oliwkowym.
Muszę przyznać, że polubiłam mydła do rąk marki Linda z Biedronki i chętnie po nie sięgam. Zdecydowanie wolę edycje limitowane, które mają ładne opakowania, ale stwierdziłam, że sięgnę po tę standardową wersję. Kremowe i ładnie pachnące, wydajne, a przede wszystkim tanie. Dobrze myje i ładnie się pieni. Nie wiem, czego jeszcze można wymagać.

Monoi de Tahiti Szampon-żel pod prysznic od Yves Rocher.
Uwielbiam produkty kosmetyczne, które dają nam namiastkę lata w środku zimy. Ten produkt zużywałam w grudniu i jak wszystkie żele marki Yves Rocher obłędnie pachniał, a zapach na długo utrzymywał się na skórze. Polecam używać w duecie z mgiełką do ciała z tej samej serii. Teraz jako nowość marka oferuje na swojej stronie wersję marakuja. Koniecznie muszę spróbować.

Ziaja Intima kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem laktobionowym regenerująco-łagodzący.
Mój zdecydowany must-have, jeżeli chodzi o higienę okolic intymnych. Jestem w trakcie zużywania drugiego opakowania tego żelu. Jego zaletą jest praktyczne opakowanie z pompką, dobra wydajność, a przede wszystkim fakt, że jest idealnie dopasowany do wrażliwej skóry. Jego stosowanie nie powoduje podrażnień.

 

Kilka produktów do pielęgnacji twarzy:

Ziaja naturalne, oliwkowe mleczko do demakijażu oczu i oczyszczania twarzy.
Bardzo dobre mleczko do demakijażu, które poradzi sobie z wodoodpornymi tuszami, podkładem oraz nawet bardzo trwałym eyelinerem. Łatwo usuwa makijaż i nie powoduje podrażnień. Nie polecam dla osób z wrażliwymi oczami, bo jednak nadmiar produktu, jeśli dostanie się do oczu, to lubi powodować dyskomfort. Produkt bardzo wydajny, bo towarzyszył mi ponad miesiąc.

Maseczka typu Sleeping od marki A’pieu w wersji z wyciągiem z drzewa herbacianego.
Kosmetyki koreańskie zyskały ostatnimi czasy bardzo dużą sławę i to moim zdaniem nie bez powodu. Sama chętnie po nie sięgam. Ten produkt ma konsystencję przeźroczystego żelu, który po aplikację na twarz daję efekt kojący. Pomagał mi w walce z problemami skórnymi. Wyciąg z drzewa herbacianego ma właściwości bakteriobójcze i usprawnia proces regeneracyjny naskórka. Zdecydowanie zauważyłam poprawę kondycji skóry twarzy, lepszą jej elastyczność oraz mniejszą skłonność do wyprysków. Cena też nie była wygórowana, bo zapłaciłam za tą maseczkę około 4 $, czyli jakieś niecałe 20 zł już z wliczoną przesyłką.

Olejek z wyciągiem z drzewa herbacianego od Skinfood.
Kolejny produkt, który wspomagał moją twarz w walce z niechcianymi czerwonymi punkcikami. Bardzo polubiłam ten produkt i stosowany punktowo zdecydowanie zmniejszał zaczerwienienia i pomagał w procesie gojenia. Polecam dla osób ze skórą trądzikową.

Maseczki, maski i paski na nos:

Estemedis, regenerująca maska do dłoni.
Kolejny Biedronkowy produkt w tym zestawieniu. Uwielbiam stosowanie silnie regenerujących specyfików do dłoni, które pozwalają w krótkim czasie przywrócić miękkość naszym rączkom. Produkt ten jak najbardziej spełnił moje oczekiwania, bo po niespełna godzinie w masce, a następnie wtarciu produkty w dłonie i kilkugodzinnym śnie moje łapki były jak nowo narodzone. Zdecydowanie polecam.

Maska do stóp marki It’s Sikin z limitowanej edycji z postaciami z Ulicy Sezamkowej.
Maska do stóp z podobizną Elmo. Tak jak w przypadku maseczki do dłoni, o której już pisałam, skarpetki mają na sobie ikonki z serduszkami i podobiznami postaci z Ulicy Sezamkowej. Ładny design i przepiękny morelowy zapach sprawiły, że polubiłam ten produkt. Skóra na naszych stopach po zastosowaniu jest widocznie odżywiona i zregenerowana. Polecam szczególnie po wykonaniu peelingu, żeby produkt lepiej się wchłonął.

Maska w płachcie (sheet mask) z Olafem z edycji limitowanej marki the Saem w wersji Grejpfrutowej.
Miałam do czynienia z tym wariantem zapachowym przy użyciu maseczki w płachcie marki Tony Moly z Pokemonowej edycji. Zapach był identyczny, czyli mocno cytrusowy i orzeźwiający. Po zastosowaniu nasza skóra jest widocznie bardziej napięta, ale co do odżywienia miałabym zastrzeżenia. Fajna maseczka, jeśli chodzi o chwilę relaksu i ładnego zapachu, ale zdecydowanie nie nadaje się dla osób wymagających regeneracji cery.

Paski na nos 3 kroki od marki The Face Shop z edycji limitowanej The Simpsons.
Lubię paski na nos, które mają za zadanie usuwanie zaskórników z powierzchni naszego nosa. Warianty w trzech krokach są moim zdaniem najlepsze. Pierwszy etap polega na otwarciu porów, drugi na wyciągnięciu zanieczyszczeń, a trzeci na łagodzeniu podrażnień i zamknięciu otworów. Jednak ten wariant niespecjalnie się spisał. Bardziej polecam paski w trzech krokach z marki Elizavecca.

Tako Pore One Shot Nose Pack plastry na nos od Tony Moly.
Tutaj przyznaję, że przepadłam, gdy zobaczyłam opakowanie i musiałam je mieć. Zdecydowaną ich przewagą jest innowacyjność połączenia plastrów na nos oraz dole okolice czoła. Bardzo ładnie wyciągają wszystkie zanieczyszczenia. Stosowane w zestawie z bąblową maseczką i stickiem do zaskórników przynoszą naprawdę widoczne rezultaty. Polecam.

Produkty, o których już pisałam w poprzednich denkach:

Plastry oczyszczające nos z lawą wulkaniczną z limitowanej serii The Simpsons firmy The face shop.
Ostatni z zestawu plastrów na nos, które mają za zadanie usuwanie zaskórników z nosa i oczyszczanie. Bez wcześniejszego rozluźnienia porów nie ma sensu się za to brać, bo efekt jest naprawdę mizerny. Jednak, gdy przyłożymy do naszego nosa szmatkę z letnią wodą i potrzymamy chwilę, a następnie zastosujemy plaster zgodnie z zaleceniami producenta, to efekty są zauważalne. Może nie bardzo spektakularne, ale zauważalne gołym okiem. Oceniam na plus, lecz chyba bardziej jestem zwolenniczką zestawów w trzech krokach. Widzę wtedy większą różnicę.

Maseczka w płachcie Missha drzewo herbaciane (Missha Pure Source Cell Sheet Mask Tea Tree).
Skusiły mnie również maseczki marki Missha w promocyjnej cenie. Zestaw pięciu kosztował mnie koło 4,20 $. Wybrałam opcję z drzewem herbacianym. Ostatnio coraz częściej sięgam po kosmetyki, których głównym składnikiem jest wyciąg z tej rośliny. Zauważam, że ma on pozytywne oddziaływanie na moją skórę. Maseczki jednak są przeciętne. Dość cienki materiał nieco utrudnia nałożenie na twarz i lubi w niektórych miejscach najzwyczajniej odstawać. Jednak jeśli chodzi o działanie, to nieco wycisza stany zapalne powstałe na skórze. Więc gdyby tylko wykonanie było nieco solidniejsze, to byłyby to jedne z moich ideałów.

Na koniec produkty z różnych bajek:
Hydrolat z róży damasceńskiej od Mydlarni Cztery Szpaki.
Pierwszy produkt tej marki, który przykuł moją uwagę. Kupiłam go w krakowskim pigmencie i nie żałuję ani grosza wydanego na ten hydrolat. Pierwszy raz miałam styczność z tak uniwersalnym naturalnym kosmetykiem, który pięknie przy tym pachniał. Stosowałam go jako mgiełkę do ciała, włosów i twarzy. Bardzo ładnie odświeża skórę i ją oczyszcza. Minusem jest krótka data ważności, ale przy codziennym stosowaniu spokojnie jesteśmy w stanie zużyć całość produktu. Chętnie sięgnę po inne warianty lub wrócę do tego.
Woda toaletowa It’s Wild Playboy.
Nie lubię zapachów od marki Playboy, bo zwykle są zbyt słodkie i intensywne do tego stopnia, że potrafi mnie od nich rozboleć głowa. Jedyny wariant, jaki do tej pory mi odpowiada to panterkowa wersja It’s Wild. Zapach nie jest przesłodzony, choć ma w sobie karmelowe nuty. Nie dajcie się zmylić, bo w przypadku żelu pod prysznic jest ona zdecydowanie intensywniejsza. Zapach utrzymuję się kilka godzin.
Cushion z wersji limitowanej „Gdzie jest Nemo” od marki The Saem.
Marka The Saem to jedna z tańszych marek, jeśli chodzi o koreańskie kosmetyki kolorowe. Limitowaną edycją z filmu „Gdzie jest Nemo” trafili moim zdaniem w dziesiątkę. Jestem zadowolona z wszystkich produktów, które kupiłam. Mój pierwszy w całości zużyty cushion. Bardzo dobrze kryjący, z filtrem przeciwsłonecznym, nawilżający skórę. Nie sądziłam, że stosowanie jakiegokolwiek kosmetyku kolorowego może być tak łatwe i nie obciążać naszej skóry. Przy pomocy gąbeczki z zestawu nanosimy produkt i niepotrzebny jest nam beautyblender, by uzyskać pożądany efekt. Rewelacja. Do osób, które nigdy nie używały tego typu produktu, mogę powiedzieć tylko jedno, że musicie to, czym prędzej zmienić. Zastosujecie raz i już nigdy nie sięgniecie po zwykły, drogeryjny podkład.
To już koniec denka z końca 2017 roku. Szykujcie się na kolejne już niebawem. Będzie ono obejmować pierwszy kwartał 2018. Mam nadzieję, że nieco pomogłam Wam w drogeryjnych dylematach. Jeśli stosowałyście którykolwiek z produktów z powyższego denka będzie mi bardzo miło, jeżeli wypowiecie się na jego temat w komentarzu. Który kosmetyk szczególnie przykuł Waszą uwagę?
Social Media:

2 thoughts on “Denko koniec roku 2017.”

  1. Sporo udało Ci się wykończyć. Ja teraz ograniczam zakupy, więc śmieci jest też mniej. U mnie takie denko nie byłoby imponujące. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *